Pandemia sprawiła, że lawinowo wzrosła potrzeba przeniesienia się do własnych domów. Cóż, potrzeba odrobiny zieleni na własność to niewątpliwy argument za własnym domem. Kolejnym są z pewnością kwoty, które trzeba mieć, aby w ogóle zastanawiać się nad kupnem mieszkania. W przepisach pojawiło się nowe ułatwienie, czyli możliwość budowy domu na zgłoszenie. Tylko, czy ma to sens i może dać jakieś oszczędności?

Idea ustawodawcy jest słuszna

Założenie jest optymistyczne, bo mamy być zwolnieni z praktycznie wszystkich formalności. Faktem jest, że dotychczas, zanim w ogóle wbiliśmy łopatę w ziemię, musieliśmy poświęcić przynajmniej pół roku zna załatwienie wszelkich dokumentów. Wiele zależało od gminy: były takie, w których proces przebiegał sprawnie, w innych ciągnął się praktycznie w nieskończoność. Oczywiście na rynku pojawiły się firmy, które sprawnie radziły sobie z pozostaniem właściwej dokumentacji, ale za sowitą opłatą. Teraz rzecz przedstawia się inaczej: potrzebne nam tylko poinformowanie urzędu o rozpoczęciu budowy. Nie ma konieczności uzyskania pozwolenia na budowę, wynajmu kierownika i prowadzenia dziennika.

Kilka zasad

Na zgłoszenie nie wybudujemy każdego domu. Pierwsze zastrzeżenie, które w założeniu ma wykluczyć wszelkich deweloperów, to konieczność złożenia oświadczenia, że dom budujemy na własne potrzeby. Takie oświadczenie obwarowane jest rygorem odpowiedzialności karnej. Druga sprawa, to rzecz jasna konieczność posiadania odpowiedniej działki, na której zmieści się dom. Kolejna kwestia to projekt, bo teoretycznie takie projekty miały być dostępne bezpłatnie, ale nadal ich nie znajdziemy, więc trzeba zamówić odpowiedni, czyli taki, który będzie zgodny z założeniami miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego lub jeśli takowego nie ma, będzie zgodny z warunkami zabudowy dla danej gminy.  Tu mamy pierwszy haczyk: jeśli dookoła naszej działki, w promieniu 200 metrów nie ma zabudowy, urząd ma prawo odmówić nam wydania warunków zabudowy, bo np. jest to teren przeznaczony pod zabudowę przemysłową.

Mały? Niekoniecznie

Kolejna zasada związana jest z metrażem domu i nie ma co ukrywać, wielu zniechęca. Dom na zgłoszenie nie może być większy niż 70 metrów kwadratowych. Tylko obawy wynikają z braku odróżnienia powierzchni zabudowy, od powierzchni użytkowej. Ta użytkowa liczona jest tylko w pomieszczeniach, które mają ponad dwa metry dwadzieścia centymetrów wysokości, w przypadku pomieszczeń liczących pomiędzy metr czterdzieści a wspomniane ponad dwa, do powierzchni wliczamy tylko 50%. Tych niższych skosów, które bardzo często zdarzają się na poddaszach, nie liczymy w ogóle. Proste, dom wcale nie musi mieć tylko siedemdziesięciu metrów podłogi! Spokojnie wygospodarujemy nawet sto metrów, pod warunkiem sensownego zagospodarowania szaf, schowków i garderoby.

Same plusy? Niekoniecznie

Nie ma róży bez kolców, także i tu znajdziemy pewne wady. Pierwsza, która teoretycznie jest zaletą, a w praktyce może z tym być różnie to brak konieczności zatrudniania kierownika budowy. Biorąc pod uwagę, że w Polsce domy stawiane są najczęściej w systemie gospodarczym, czyli przy pomocy kuzyna, szwagra i dwóch sąsiadów to spore zagrożenie, choćby związane z bezpieczeństwem takiego budynku. To nie koniec, bo choć sąsiad może być pomocny, to może też nie spodobać mu się budowa, a jego protest może dość skutecznie ja zablokować. Niestety, prawo jest nieco wadliwe.

Finansowanie i zbycie

To kolejne z pytań, które stawiają sobie inwestorzy: co z kredytem na dom na zgłoszenie? Do tej pory banki wymagały dołączenia do wniosku kredytowego pozwolenia na budowę, czy teraz odstąpią od tego dokumentu? Podobno tak. Kolejną kwestią jest sprzedaż. W końcu życie jest pełne niespodzianek i może się zdarzyć, że zgodne dotychczas małżeństwo nie będzie chciało razem mieszkać w wybudowanym domu. Czy można go sprzedać? Teoretycznie tak, bo oświadczenie o zamiarze budowy składamy na dzień rozpoczęcia inwestycji, a potem traci moc formalną. Tylko, czy ktoś obcy zaryzykuje kupienie domu, co do którego nie ma pewności, w jaki sposób został wybudowany? Jednak kierownik budowy był gwarantem solidności realizacji.